Po dwukrotnej wizycie na Islandii pod koniec zimy przyszła pora na wyjazd w teoretycznie cieplejszej porze roku. Bardzo teoretycznie. Padło na końcówkę czerwca. Niestety mieliśmy pecha, ponieważ aura postanowiła zrobić nam niespodziankę i po upalniejszych jak na Islandię dniach temperatury spadły do poziomu tych z marca. Mimo wszystko jednak plan został zrealizowany, a noce spędzone w samochodzie wspominam jako przygodę, którą chciałabym kiedyś – w sumie w niedalekiej przyszłości – powtórzyć. Czy podróż w 10 dni dookoła Islandii jest możliwa? Co można zobaczyć w tak krótkim czasie?
Przejechaliśmy łącznie sporo ponad 3 000 km. 6 nocy spędziliśmy w aucie, a 3 – u mieszkańców w guesthousach. Wszystkie z nich jednak tak samo porządnie zarwaliśmy – niedobór snu był naszą codziennością, ale było warto! Czas białych nocy to idealny okres na intensywną eksplorację Islandii. Zobaczyliśmy miejsca znane, najbardziej popularne, ale udało się nam również zjechać nieco z trasy. Przejdźmy do konkretów.
DZIEŃ 1 – 20.06.2018
MIŃSK MAZOWIECKI – POZNAŃ – KEFLAVIK – MOST AMERYKA-EUROPA – KRATER STAMPAR – GUNNUHVER – VALAHNUKAMOL – BRIMKETILL – BLUE LAGOON – JASKINIA LAWOWA DOLLAN – GREANAVATN – KRYSUVIK (SELTUN) – nocleg w aucie
Przejechany dystans: 135 km
- Przeczytaj relację: Atrakcje Reykjanes po raz drugi – uzupełnienie
Dzień pierwszy spędzamy głównie w podróży. Z rana ruszamy do Poznania, z którego to po kilku godzinach wylatujemy do Keflaviku. Po oczekiwaniu na bagaż i przebrnięciu przez procedury wynajmu samochodu okazuje się, że… dochodzi 21:00. Słońce wciąż jest bardzo wysoko, więc nie tracimy więcej czasu. Ruszamy znanym już sobie śladem przez półwysep Reykjanes. Oczy cieszą widoki – już przy samym lotnisku zauważyć można mnóstwo będących właśnie w pełni kwitnienia niebieskich łubinów.
Odwiedzamy symboliczny most łączący dwie płyty kontynentalne – amerykańską i europejską, obszary geotermalne Gunnuhver i Seltun, Brimketill oraz słynną Blue Lagoon, w której jest cudownie pusto. Docieramy tam koło północy – idealny moment na zdjęcia przy świetle zachodzącego powoli słońca! Do znanych już atrakcji dorzucamy jeszcze krater Stampar, klif Valahnukamol oraz rzucamy okiem na jaskinię lawową Dollan. Dzień kończymy w zatoczce przy drodze – oczy się nam samoistnie zamykają, mimo że pusto na drodze dalsza jazda robi się już zbyt niebezpieczna.
Nocleg: w samochodzie
DZIEŃ 2 – 21.06.2018
EYRARBAKKI – KERID – SEYDISHOLAR – LAUGARVATNSHELLIR – BRUARFOSS – GEYSIR – STROKKUR – GULLFOSS – FAXAFOSS – farma FRIDHEIMAR – HRUNALAUG – HJALPARFOSS – THJODVELDISBAERINN – TROLLKUNUHLAUP – prom na HEIMAEY – nocleg w Gabriel Guesthouse
Przejechany dystans: ok. 300 km
- Przeczytaj relację, część 1: Złoty Krąg w zielonej odsłonie
- Przeczytaj relację, część 2: Pomidorowe lody i gorące źródło na wyłączność
Dzień drugi – zrywamy się z samego rana i ruszamy w stronę uroczej rybackiej mieściny Eyrarbakki. Za następny cel obieramy słynny Złoty Krąg (Golden Circle) z atrakcjami takimi jak Kerid – jeziorko w wygasłym wulkanie, gejzery Geysir i Strokkur oraz wodospad Gullfoss. To najbardziej znane atrakcje Islandii, ale uzupełniamy je o kilka mniej popularnych perełek – są to m.in. wodospad Bruarfoss z mleczno-błękitną wodą buzującą w rozpadlinie, Faxafoss, farma Fridheimar, na której to dzięki energii geotermalnej cały rok uprawiane są pomidory (kosztujemy na miejscu lodów pomidorowych!).
Pogoda szaleje, jednak nie przeszkadza nam padający deszcz – za 10 euro zapłacone właścicielce okolicznego gruntu kąpiemy się w kameralnej atmosferze w uroczym gorącym źródle. Idealna rozgrzewka w taki zimny dzień! Kończymy go na wyspie Heimaey, na którą to dopływamy pod wieczór promem. Nocleg pod dachem! Ze względu na ceny na wysepce, rezerwujemy go z wyprzedzeniem.
Nocleg: Gabriel Guesthouse |
na wyspie Heimaey – przyjemne miejsce, w świetnej lokalizacji. Młody i zakręcony, pomocny właściciel. |
DZIEŃ 3 – 22.06.2018
GABRIEL GUESTHOUSE – ELDFELL – POMPEI OF THE NORTH – ELDHEIMAR – HERJOLFSDALUR – prom – KELDUR TURF HOUSE – GLJUFRABUI – SELJALANDSFOSS – SELJAVALLALAUG – SKOGAFOSS – nocleg na kempingu pod Skogafoss
Przejechany dystans: ok. 150 km
- Przeczytaj relację, część 1: Heimaey w jeden dzień – co zobaczyć?
- Przeczytaj relację, część 2: “Opuszczony” basen i wielka trójca południa
- Bonus: Samotny dom na Ellidaey
Dzień trzeci to dzień, który prawie w całości poświęcamy na zapoznanie się z urokami Heimaey – jednej z wysp archipelagu Vestmannaeyjar. Wspinaczka na wulkan Eldfell, który w 1973 roku zagroził tej niewielkiej, ale bardzo znaczącej w historii Islandii wysepce, wizyta w muzeum Eldheimar, w którym znajduje się odkopany dom – jeden z wielu, które zostały zasypane popiołami wulkanu w momencie trwającej 5 miesięcy erupcji, zaglądamy na cmentarz, który również przykryty został wówczas grubą warstwą wulkanicznych pyłów. Następnie kroki kierujemy w stronę góry Herjolfsdalur. W jej cieniu posilamy się ukryci przed deszczem i wiatrem wewnątrz zrekonstruowanej torfowej chatki.
Trasa na szczyt przy obfitych opadach jest niezbyt ciekawa – wąska ścieżka pełna jest błota i stromych, śliskich podejść, jednak docieramy na górę. Zależy nam na zobaczeniu roztaczającej się stąd panoramy oraz występujących tu ponoć maskonurów. Niestety nie dane nam zobaczyć ani jednego ani drugiego – szczyt po chwili spowija chmura. W tych warunkach widzimy jedynie kilka przyglądających się nam z zaciekawieniem owiec. Kręcimy się jeszcze chwilę po mieście i wracamy na główną wyspę Islandii. Tu czekają na nas torfowe domki w Keldur, ukryty w górach basen z gorącą wodą – Seljavallalaug oraz kilka wodospadów: Seljalandsfoss, za którym można przejść, potężny Skogafoss oraz mój ulubiony – częściowo ukryty w skale Gljufrabui, do którego można podejść wchodząc do skalnej groty wypływającym z niej strumieniem. Noc spędzamy na kempingu pod Skogafoss.
Nocleg: w samochodzie – kemping pod Skogafoss |
Na kempingu skorzystać można z toalet, prysznica (pomieszczenia z natryskami nie są ogrzewane). Są kontenery na śmieci i dużo miejsca do rozbicia namiotu. Niestety pobyt tutaj kosztuje 1500 koron od osoby, czyli jakieś 50 zł. Prysznice kosztują 300 koron (ok. 10 zł), a dostęp do prądu 1000 koron za noc (ok. 30-36 zł – w zależności czy płacisz gotówką czy też kartą ze słabym przelicznikiem). |
DZIEŃ 4 – 23.06.2018
SKOGAR MUSEUM – KVERNUFOSS – DYRHOLAEY – KIRKJUFJARA BEACH – REYNISFJARA – VIK I MYRDAL – LAUFSKALAVARDA – FJADRARGLJUFUR – STJORNARFOSS – KIRKJUGOLF – FOSS A SIDU – DVERGHAMRAR – SVINAFELLSJOKULL – HOFSKIRKJA – FJALLSARLON – JOKULSARLON – ICE BEACH – HOFFEL HOT TUBS – nocleg w samochodzie
Przejechany dystans: ok. 350 km
- Przeczytaj relację, część 1: Wodospad Kvernufoss – zbaczamy z utartego szlaku!
- Przeczytaj relację, część 2: Dyrholaey i pierwsze maskonury!
- Przeczytaj relację, część 3: Impregnat potrzebny od zaraz! Kanion Fjadrargljufur w deszczu
- Przeczytaj relację, część 4: W krainie lodu (+ trawiasty kościółek)
Dzień czwarty zaczynamy od rzucenia okiem na muzeum Skogar, w którym zobaczyć można między innymi kilka torfowych domków. Idziemy dalej, w stronę góry. Na końcu ścieżki czeka na nas mniej znany wodospad, za którym również można przejść – Kvernufoss. Następnie kierujemy się w stronę Dyrholaey, gdzie widzimy pierwszego w trakcie tego wyjazdu maskonura w locie! Podjeżdżamy jeszcze do latarni morskiej. Na tej trasie dobrze mieć samochód z wysokim zawieszeniem, gdyż droga jest dość dziurawa.
Kolejna na liście jest słynna czarna plaża Reynisfjara – tu należy szczególnie uważać na zdradzieckie fale. Czarny piach, grota z niesamowitymi skalnymi kolumnami… Coś pięknego! W Vik próbujemy podziwiać panoramę, ale niestety nisko zawieszone chmury nie pozwalają nam na cieszenie oczu krajobrazem. Chwilę jednak spędzamy przy cmentarzu znajdującym się na górce ponad kościołem – stąd są najlepsze widoki. Po chwili chmury trochę się rozrzedzają, widać coś! Później już jednak pogoda nie ma dla nas litości. Kolejne atrakcje takie jak kanion Fjadrargljufur, wodospady Stjornarfoss, Foss a Sidu, Kirkjugolf, Dverghammar czy lodowiec Svinafellsjokull podziwiamy w deszczu. Dopiero w Hof ulewa odpuszcza. Wreszcie możemy podziwiać tutejszy torfowy kościołek w najpiękniejszej szacie – trawa porastająca jego dach oraz teren wokoło są soczyście zielone.
Na koniec dnia docieramy do lodowcowych lagun – Fjallsarlon oraz Jokulsarlon. Zza chmur wychodzi słońce zbliżające się powoli ku zachodowi. Widoki są bajeczne! Tylko przy Jokulsarlon należy uważać na rybitwy – kilka z nich atakuje mnie, gdy za bardzo zbliżam się do ich gniazd rozmieszczonych w trawie przy parkingu. Mamy tu po raz pierwszy mały problem z noclegiem.
Nocleg: w samochodzie
DZIEŃ 5 – 24.06.2018
LAEKJAVIK – EGGIN I GLEDIVIK – SVEINESSTEKKSFOSS – FOLALDAFOSS – LAGARFLJOT – HALLORMSSTADHASKOGUR – KLAUSTRUKAFFI – LITLANESFOSS – HENGIFOSS – BORGARFJARDARHOFN – nocleg w Vallnaholt Apartments
Przejechany dystans: ok. 370 km
- Przeczytaj relację, część 1: Nasz najlepszy nocleg na dziko!
- Przeczytaj relację, część 2: Klausturkaffi, czyli gdzie dobrze zjeść na wschodzie
- Bonus: Maskonury na Islandii – gdzie i kiedy ich szukać?
Dzień piąty – miejscówka noclegowa tak bardzo się nam spodobała, że nie spieszymy się z jej opuszczeniem. Odwiedzamy kilka wodospadów, przyglądamy się bajecznym widokom na linię brzegową, podziwiamy oryginalny pomysł na rzeźby w kształcie jaj występujących na Islandii ptaków. Przez ogromny jak na Islandię las kierujemy się w stronę Klausturkaffi. To tutaj zjadamy jedyny kupiony w lokalu obiad. Nie byle jaki obiad! Pyszne zupy, potrawka z renifera, pieczona ryba, pesto z rdestu, dżem z arcydzięgla (na Islandii pełno jest tej dość rzadkiej i bodajże chronionej u nas rośliny) to tylko część pyszności, których można tu spróbować. I to na dodatek w całkiem przystępnej cenie.
Z małym słoiczkiem arcydzięglowego dżemu ruszamy w stronę noclegu. Ze względu na kuszącą cenę w jednym z pobliskich guesthousów postanawiamy zatrzymać się tym razem pod dachem. Długo jednak w pokoju nie siedzimy. Jakieś 50 km dalej jest punkt, z którego z bliska obserwować możemy maskonury. Po dotychczasowych niepowodzeniach musimy spróbować w kolejnym miejscu. Szybko przekonujemy się, że był to strzał w dziesiątkę. W Borgarfjardarhofn maskonury można oglądać bez żadnego wysiłku zupełnie z bliska. Ptaki siedzą przy swoich norkach oswojone z ludźmi, latają nad głowami trzymając w dziobach mnóstwo wystających ryb dla piskląt. Kolejne marzenie spełnione!
Nocleg: Vallnaholt Apartments and Rooms |
Obiekt z zewnątrz nie wygląda zachęcająco, jednak w środku to już inna bajka. Jest czysto, schludnie. Do dyspozycji są czyste łazienki z prysznicami oraz duża, bardzo dobrze wyposażona kuchnia i salonik, w którym można oglądać telewizję. Cena bardzo przystępna, szczególnie jak na Islandię. Prywatny parking na miejscu, trzeba zajechać od tyłu. |
DZIEŃ 6 – 25.06.2018
RJUKANDI – DETTIFOSS – SELFOSS – HVERIR – VITI – LEIRHNJUKUR – KRAFLA LAVA FIELDS – KRAFLA POWER PLANT – BLUE LAKE – MYVATN NATURE BATHS – GRJOTAGJA – HOFDI – SKUTUSTADAGIGAR – AKUREYRI – GRENJADARSTADUR – GODAFOSS – nocleg w samochodzie
Przejechany dystans: ok. 450 km
- Przeczytaj relację, część 1: Uszkodzone auto i fragment Diamentowego Kręgu
- Przeczytaj relację, część 2: Okolice jeziora Myvatn i przymusowa zmiana auta – o tym, jak straciliśmy 500 EUR…
- Przeczytaj relację, część 3: Domki torfowe Glaumbaer
Dzień szósty – tym razem nasze szczęście gdzieś się zapodziało. Żeby przejechać kolejny fragment drogi krajowej nr 1 musimy poruszać się wśród totalnych pustkowi. Nie ma tu żadnych domów, drzew. Ogółem żadnej roślinności. Z rana zerwał się wiatr, który wciąż nam towarzyszy. Zjawisko burz piaskowych jest coraz częstsze. Gdy przejeżdżamy przez kolejną burzę, w przednią szybę z dużą siłą uderza nam spory kamień. Szkło nie wytrzymuje – mamy przed siedzeniem kierowcy dużego pająka, który z biegiem czasu się powiększa. Nie chcąc narażać się na całkowite pęknięcie szyby odpuszczamy wiele miejsc, do których musielibyśmy zjechać z głównej trasy w drogi szutrowe.
Burze wkoło wzmagają się z coraz większą intensywnością, jednak docieramy jakimś cudem do Dettifoss. To najpotężniejszy wodospad Islandii. Stamtąd kierujemy się w stronę kolejnego obszaru geotermalnego obejmującego Hverir, Leirhnjukur, jezioro Viti, pola lawowe Krafli oraz jezioro Myvatn zwane jeziorem much. Ponoć standardowo jest tu dużo tych owadów, więc czapki na głowę z wbudowaną moskitierą nie są głupim pomysłem, ale przy wietrze, który tu właśnie wieje, nic żywego nie lata. Uszkodzenie szyby powiększa się do tego stopnia, że decydujemy się zmienić auto. Mamy 70 km do Akureyri i tylko 50 min. na dojazd do miasta – o 18:00 zamykane jest tamtejsze biuro naszej wypożyczalni. Udaje się! Nowym autem zawracamy i już na spokojnie oglądamy pominięty wcześniej Godafoss. Kolejna noc w samochodzie.
Nocleg: w samochodzie
DZIEŃ 7 – 26.06.2018
VIDIMYRARKIRKJA – GLAUMBAER – GRETTIRSLAUG – KETUBJORG – KALFASHAMARSVIK – BORGARVIRKI – HVITSERKUR – KOLUGLJUFUR – FIORDY ZACHODNIE nocleg w samochodzie
Przejechany dystans: ok. 500 km
- Przeczytaj relację: Skagi, Vatnsnes i słowo o lasach na Islandii
Dzień siódmy – torfowy kościółek Vidimyrarkirkja, najstarsze muzeum torfowych domów Glaumbaer, kąpiel w gorącym źródle Grettirslaug i zboczenie z głównej trasy dla pięknych widoków i odludzia. Zahaczamy też o samotną wystającą z wód oceanu skałę – Hvitserkur oraz malowniczy, ale niewielki kanion Kolugljufur. Właśnie tak można podsumować ten dzień. Po przeżyciach z poprzedniego dnia potrzebujemy trochę spokoju, który bez trudu można odnaleźć na północy. Jako że wymieniliśmy samochód, decydujemy się kontynuować podróż zgodnie z pierwotnym zamiarem – nocleg spędzamy już na Fiordach Zachodnich!
Nocleg: w samochodzie
DZIEŃ 8 – 27.06.2018
HELLULAUG – RAUDISANDUR BEACH – GARDAR BA 64 – REYKJAFJARDARLAUG – DYNJANDI – nocleg w samochodzie
Przejechany dystans: ok. 470 km
- Przeczytaj relację: Dzień na Fiordach Zachodnich
Dzień ósmy – w całości poświęcamy go na Fiordy Zachodnie. Czy to dużo? Nie! Jeden dzień pozwala nam jedynie na zobaczenie niewielkiego fragmentu tego całkowicie innego, tak tajemniczego fragmentu Islandii. Bardzo chcielibyśmy zjeździć cały ten półwysep, ale niestety zbliża się powoli dzień powrotu do Polski. Zadowolić się musimy czerwoną plażą Raudisandur, wrakiem najstarszego stalowego statku Islandii, opuszczonym bajecznie położonym (i równie bajecznie zaglonionym…) basenem z gorącą wodą Reykjafjardarlaug oraz najpiękniejszym moim zdaniem kompleksem wodospadów zwieńczonym u góry kaskadą – Dynjandi. Na Fiordy Zachodnie dobrze byłoby zaplanować co najmniej 4 dni. Warto! Obiecujemy sobie tu wrócić.
Nocleg: w samochodzie
DZIEŃ 9 – 28.06.201
SELVALLAVATN – KIRKJUFELL – KIRKJUFELLSFOSS – KLUKKUFOSS – LONDRANGAR – HELLNAR – GATKLETTUR – ARNARSTAPI – YTRI TUNGA – LANDBROTALAUG – GUESTHOUSE HVITA
Przejechany dystans: ok. 360 km
- Przeczytaj relację, część 1: Półwysep Snaefellsnes po raz drugi
- Przeczytaj relację, część 2: Niespodziewane spotkanie z lisem polarnym!
Dzień dziewiąty – pogoda zupełnie z nami nie współpracuje. Zaczyna się od koszmarnie silnego wiatru, który spycha mnie ze ścieżki pod Kirkjufell. Nie jestem w stanie ustać w miejscu! Podchodzenie do Kirkjufellsfoss jest zbyt niebezpieczne. Jedziemy dalej w kierunku pozostałych atrakcji półwyspu Snaefellsnes, jednak pogoda nie daje za wygraną. Z zaplanowanych na ten dzień miejsc widzimy niestety tylko kilka. Ale odkrywamy przeuroczy wodospad niedaleko lodowca Snaefellsjokull – Klukkafoss.
Wiatr przybiera na sile, decydujemy się na przerwę w podróży. Wieje i leje. Islandczycy mówią, że jeżeli nie pasuje Ci pogoda, poczekaj 5 min. Tym razem to powiedzenie się nie sprawdza… Ale wystarczy je odrobinę zmodyfikować. Nie pasuje Ci aura? Odjedź 5 kilometrów dalej. Serio! Postanawiamy się w końcu ruszyć i już po kilku kilometrach po wietrze nie ma śladu. Zaglądamy na punkt widokowy na klify Londrangar, spędzamy chwilę w miasteczku Arnarstapi, zatrzymujemy się przy plaży Ytri Tunga, przy której zobaczyć można dwa gatunki fok. Zwierzęta pływają w wodzie nic sobie nie robiąc z fal i deszczu. Ja jednak jestem już przemoczona i lekko zziębnięta.
A może by tak wykąpać się w gorącym źródle? Niestety nawet pomimo tak wredniej aury nie mamy szans być przy Landbrotalaug sami. A tak pięknie było tu w marcu… W związku z trudnymi warunkami ostatnią noc spędzamy w Guesthouse Hvita.
Nocleg: Guesthouse Hvítá |
Przesympatyczni właściciele. Dom z zewnątrz może nie zachwyca, ale w środku jest świetnie! Wnętrze bardzo klimatyczne. Czysto, schludnie, dużo miejsca. Moim zdaniem może być to świetne miejsce do podziwiania zimą zorzy polarnej – dom oddalony jest od wszelkich miast, w sąsiedztwie znajduje się tylko jedna zamieszkała posesja. Trochę odludzie – może to być zaletą, ale i wadą. Z rana przez okno mogliśmy podglądać… polującego lisa polarnego! Polecam ten obiekt z całego serca. Pobyt w tym miejscu możesz zarezerwować tutaj: Booking – Guesthouse Hvita |
DZIEŃ 10 – 29.06.2018
HVITA GUESTHOUSE – GLANNI – GRABROK – THINGVELLIR – OXARARFOSS – SILFRA DIVING – RAUDHOLAR – REYKJAVIK – KEFLAVIK – POZNAŃ – WARSZAWA – MIŃSK MAZOWIECKI
Przejechany dystans: 275 km
- Przeczytaj relację: Hot-dog Baejarins Beztu Pylsur
Dzień dziesiąty, ostatni – jak dobrze było wygrzać się w ciepłym łóżku i wziąć gorący prysznic… Nic to że trochę zalatywał jajem. Gdy pakuję pozostałe rzeczy, przez okno widzę… lisa polarnego. Nie sądziłam, że uda się nam podglądać to zwierzę. Żegnamy się z gospodarzami i wracamy jeszcze na chwilę na północ. Na trasie pominęliśmy wodospad Glanni oraz stożek wygasłego wulkanu Grabrok. Z parkingu na jego szczyt prowadzi łatwa i wygodna ścieżka – pięknie widać z góry okolicę.
Trafiamy wreszcie też na dłużej do Thingvellir – miejsca, gdzie zebrał się pierwszy islandzki parlament. Niestety przyjemność oglądania tutejszych atrakcji (m.in. wodospadu Oxararfoss oraz Silfra – miejsca, gdzie można nurkować między płytami kontynentalnymi) nie dane nam podziwiać w spokoju ze względu na dziesiątki much. Moskitiera na głowę to przydatny ekwipunek.
Kierujemy się na Reykjavik, w którym to przenosimy się na Marsa – właśnie tak można poczuć się w niezbyt oddalonym od centrum Raudholar. Ostatnie godziny spędzamy w sercu miasta. W końcu udaje się nam spróbować tych słynnych hot dogów. Zaglądamy też do budynku Harpy. Czas się żegnać z Islandią.
Samochód, którym poruszaliśmy się po Islandii przez te kilka dni: Dacia Duster wynajęta w wypożyczalni Budget
Poniższa mapa przedstawia dla ułatwienia wszystkie odwiedzone przez nas atrakcje. Są na niej zaznaczone wodospady, muzea, lodowce a także miejsca, w których spaliśmy.
Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Islandii!

Rocznik 86. Zarażona podróżniczym bakcylem od ponad 25 lat, raczej bez szans na wyleczenie. Lubiąca ciepełko miłośniczka Azji Południowo-Wschodniej oraz paradoksalnie… Islandii. W wolnej chwili zajmuje się swoimi pozostałymi pasjami jakimi są rośliny owadożerne oraz amatorsko fotografia.
powiedz proszę jak wyglądało spanie w aucie ,czy po rozłożeniu siedzeń nie jest zbyt twardo do spania
pozdr.Małgorzata
Dało radę! Mieliśmy maty samopompujące i całkiem wygodnie – oczywiście jak na takie warunki – dało się spać. Tylko musisz pamiętać, że w aucie spać można legalnie jedynie na kempingach. Niestety wtedy tego nie wiedziałam…
Hej!
Planujemy wyjazd w połowie sierpnia, prom z Danii, po drodze wizyta na Wyspach Owczych 2 dni. potem mamy na Islandii 12 dni. Spanie na dachu samochodu. Warto na tak krótko jechać?
Wyjeżdżam pod koniec maja. Mam dylemat: wziąć mały samochód i spać na kempingach czy taki jak Wasz i spać przy drodze. Mam wrażenie, że jeśli pogoda nie dopisze to spanie pod namiotem, po prostu, nie będzie możliwe. Możesz coś doradzić…?
A poza tym dziękuję za mnóstwo przydatnych informacji :)
Cieszę się, że to co piszę jest przydatne! :) Z pogodą tam niestety nigdy nie trafisz, może akurat będziesz mieć szczęście i aura dopisze (w tym roku kilkanaście dni przed naszym wyjazdem panowało tam istne lato!), ale równie dobrze nocami temperatury mogą spaść do okolic 0 stopni. Jeśli nie masz jakoś drastycznie ograniczonego budżetu, radziłabym jednak zastanowienie się nad większym samochodem, do tego z napędem 4×4 – my bardzo się cieszyliśmy z wynajęcia Dustera, bo mogliśmy w nim prawie normalnie spać i bez problemu wjeżdżaliśmy w niektóre miejsca. Namiot ze względu na kiepskie warunki pogodowe całkowicie odpuściliśmy (służył mi tylko za… poduszkę…). Co do nocowania przy drogach – w planie mam wpis na temat kempingowania na dziko. Jako że jest to związane ze sporymi ograniczeniami, sądzę że i ten tekst Ci się przyda :) Pozdrawiam!
Moniko dziękuję. Będziesz pierwszą blogerką, do której zajrzę, kiedy w końcu zaplanuję Islandię! Skarbnica wiedzy:) Pozdrawiam.
Coś niesamowitego! Marzy mi się wyjazd do Islandii. Czy mogłabyś powiedzieć, jaki jest minimalny koszt takiego wyjazdu na 10 dni (loty, jedzenie, wynajęcie samochodu itd.), zakładając spanie w aucie? Piękne zdjęcia, pozdrawiam!
To chyba najlepszy przewodnik w pigułce po Islandii :) jak w końcu spełnię swoje marzenie i tam polecę, to wrócę do Twojego wpisu :)
Islandia zyskuje coraz bardziej na popularności, ale trudno się nie dziwić, skoro tyle może nam zaoferować.
Widoki zapierające dech. Przepiękne zdjęcia i bardzo pomocny opis. Planuję podróż na Islandię więc będę chętnie wracać do Twojego wpisu.
Perfekcyjnie ujęte. A te widoki …
Dziękuję! Cała Islandia to jeden wielki widok! :D
Weronika Dudzik lepsze niż morze :)
Mega
Na pewno podpatrzymy kilka atrakcji
Proszę bardzo! ;)